Co zrobiono? Ano to, o czym pisałem wcześniej. Moda na neoliberalną utopię, polegającej na likwidacji wszystkiego, dopadła także Pyskowice. Faktem jest też to, że nasze miasto funkcjonowało głównie w oparciu o takie zakłady pracy, jak "Bumar - Łabędy", Hutę "Łabędy", Walcownię "Łabędy", górnictwo węgla kamiennego i PKP. W tym ostatnim przypadku Pyskowice były stacją przesiadkową z Opola w kierunku Bytomia i Lublińca, trasą znacznie krótszą, aniżeli obecnie. To był także jeden z większych węzłów towarowych w Polsce. Lecz nie przedstawiono alternatywy. Sytuację pogorszyło utworzenie powiatu z siedzibą w Gliwicach. To właśnie za mojej kadencji poczyniono starania o nadanie miastu Pyskowice statusu miasta powiatowego. Do tego celu pozyskano od "Bumaru" dawny budynek hotelu robotniczego, tego, gdzie obecnie mieści się Urząd Miejski. Gdyby tak się stało, miasto ruszyłoby do przodu ze względu na korzystniejsze usytuowanie w strukturach samorządowych Górnego Śląska, a co za tym idzie, w sposobie finansowania i pozyskiwania środków. Dzisiaj Gliwice, będąc siedzibą powiatu i niejako jego "stolicą", ma priorytet i efekt jest widoczny. Zaryzykuję stwierdzenie, że pasożytuje na gminach wchodzących w jego skład. To widać. Pyskowice, niedaleki Toszek, itd., to przykłady nędzy i rozpaczy! Ale cóż, samorządy następnych kadencji, opętane utopią, o której wspomniałem wyżej, nie kontynuowały prac w celu nadania Pyskowicom statusu miasta powiatowego i efekt jest widoczny. Także zmiana ordynacji wyborczej moim zdaniem - wprowadzając zasadę bezpośredniego wyboru (w przypadku Pyskowic burmistrza), utorowała drogę do powstawania różnych układów w postaci komitetów pod szyldem przyszłego, lub co gorzej, obecnego burmistrza. To prosta droga do zawiązywania się różnych "towarzystw wzajemnej adoracji", czyli bezradnej rady w sytuacji konieczności odwołania takiego włodarza. Droga referendalna nie sprawdza się w praktyce ze względu na niską frekwencję. I tak: włodarz pozostaje na długo niezagrożony, a rada siedzi cicho. Nic nie może, bo w przeciwnym wypadku przy najbliższych wyborach nie dostanie "błogosławieństwa". Więc tam chodniczek, tam pierdniczek (przepraszam za to słowo, ale najlepiej oddaje rzeczywistość) na zaspokojenie potrzeb mieszkańców i trwanie zagwarantowane. I to po wielkich bataliach (albo tuż przed wyborami), bo miasto sprowadzone do roli podrzędnej gminy, ma problem ze środkami. Ale ciepełko gabinetu grzeje, prestiż też i to wystarcza. Nie wystarcza! Miasto upada! Czas na zmiany. Z poważaniem - J.Rażniewski